środa, 30 stycznia 2013

Sambar kokosowo-pomidorowy


Niemalże po latach powracam z kolejnym przepisem! Dziś zachęcał będę do wspaniałej orientalnej zupy, bardzo popularnej w południowych Indiach oraz Sri Lance. Zupa ta opiera się na dwóch podstawowych składnikach – czerwonej soczewicy oraz mieszance przypraw sambar masala. Pozostałe rzeczy to moje wymysły, ale jak twierdzą zależni recenzenci – bardzo udane w smaku. Ponadto nauczymy się dzisiaj innej metody gotowania ryżu basmati.
A zatem szykujemy:
1 filiżanka czerwonej soczewicy
1 ł kminku indyjskiego
Spora garść wiórków kokosowych
1 ł kurkumy
0,5 ł asafetydy
1 ł sproszkowanego imbiru
1 ł soli
1 szklanka mleka kokosowego
1 puszka pomidorów krojonych bez skórki
Masło klarowane, oliwę lub olej.

[Listonic]
Copyright by Jakub Chudzio

Do dzisiejszego dania użyłem dobrej jakości olej rzepakowego z pierwszego tłoczenia na zimno – bardzo polecam ten olej, ze względu na jego wspaniały słodki, orzechowy posmak. A ponieważ dzisiaj podałem już miejsce gdzie można kupić przyprawy (sprytny obserwator zauważył, że lista zawiera linki!), napiszę też, że olej kupiłem w ogólnopolskim dyskoncie na L. Dodam jeszcze, że dobry olej charakteryzuje się też dbałym sposobem przechowywania – czyli butelką ze szkła. Z całą stanowczością nie polecam oliwy z oliwek, gdyż jej, skądinąd, wspaniały smak, zabije subtelności naszych zamorskich przypraw. A zatem skoro już mamy wszystko to zaczynamy!
Rozgrzewamy olej na dnie garnka i wrzucamy czarną gorczycę.  
Copyright by Jakub Chudzio

Trick z czarną gorczycą polega na dokładnym jej wystrzelaniu. Temat ten pojawił się już na blogu, więc nie będę się rozpisywał, żeby nie zanudzić wiernych czytelników, ale wspomnę nowym, że przykrywamy garnek pokrywką i kiedy gorczyca zacznie strzelać zmniejszamy temperaturę. Kiedy wszystko się wystrzela wrzucamy kminek, wiórki kokosowe i czarnuszkę.  
Copyright by Jakub Chudzio

Po czasie potrzebnym na rozmieszanie wszystkiego (5 sekund – 7 dla wyjątkowych flegmatyków) wrzucamy drobne przyprawy – sambar masala, kurkuma, asefetida, imbir, oraz listki curry. 
Copyright by Jakub Chudzio

Wszystko razem mieszamy i nie czekając wrzucamy soczewicę.  
Copyright by Jakub Chudzio

Soczewicy nie smażymy ani nie prażymy. Chodzi tylko o to aby wymieszać ją dobrze z olejem i przyprawami. Następnie wlewamy wodę. Ilość wody zależy od nas. Możemy zrobić wodnistą zupkę z soczewicą, a możemy też zrobić gęsty soczewicowy sos. Osobiście polecam drogę środka, czyli lekko zagęszczoną ale jednak zupę.
Copyright by Jakub Chudzio

Kiedy woda się podgrzeje dolewamy mleko kokosowe 
Copyright by Jakub Chudzio

Przykrywamy pokrywką i od czasu do czasu mieszając, czekamy aż soczewica lekko zmięknie. Strączkowe dużo wolniej miękną w słonej wodzie. Dlatego jeśli nie namaczamy przed gotowaniem grochu, fasoli, soczewicy, ciecierzycy itp. wystarczy, że zaczniemy gotować w niesłonej wodzie i posolimy po czasie. Obserwujemy jak wyglądają krążki soczewicy, kiedy zaczną się rozwarstwiać dodajemy pomidory oraz solimy.  
Copyright by Jakub Chudzio

Teraz wystarczy pogotować wszystko 10 – 20 minut. Czyli idealny czas na ugotowanie ryżu.

Podstawowe zasady gotowania ryżu są zawsze takie same – 1 porcja ryżu dwie porcje wody. Ale dziś zaczniemy od innej strony. Do garnka wlewamy olej i po chwili wrzucamy suchy ryż i sól (1ł na 1,5 filiżanki ryżu). Nie chcemy aby olej był gorący – wystarczy, że będzie ciepły. Jeśli olej będzie zbyt gorący ryż się upraży – a my jednak chcemy, aby był ugotowany. 
Copyright by Jakub Chudzio

W międzyczasie gotujemy w czajniku wodę a ryż z olejem nieprzerwanie mieszamy. Ryż z olejem pięknie nam się zagrzeją, niektóre ziarenka będą robić się białe – i to jest moment w którym zalewamy wrzącą wodą. Uwaga będzie buchać!
Copyright by Jakub Chudzio

I teraz pojawia się nowość. Kiedy wlejemy już całą wodę, musimy raz tylko wszystko przemieszać, następnie przykrywamy garnek pokrywką i już nie mieszamy. Sposób znam dzięki uprzejmości Alicji G., którą  z tego miejsca bardzo serdecznie pozdrawiam. Sam na początku miałem lekkie obawy, że coś się przypali, albo wybuchnie, ale nic z tych rzeczy. Ryż ugotuje się wspaniale. Trzeba obserwować.  
Copyright by Jakub Chudzio

Ryż formuje pewną strukturę, jeśli widać, że na powierzchni pękają jeszcze bąbelki wody, znaczy, że musi się jeszcze chwilę gotować. 
Copyright by Jakub Chudzio

Kiedy wygląda jak na tym zdjęciu jest już gotowy.
A zazwyczaj wyłączam ogień, odstawiam na zimy palnik i pozwalam aby jeszcze przez 5 minut był w zamknięciu, wtedy zrobi się bardziej sypki i bardziej puszysty.

Et voila

Copyright by Jakub Chudzio

Pewnie nikt nie uwierzy, ale zdjęcie jest fotoszopowane :P

Smacznego!

sobota, 18 sierpnia 2012

Owsianka według pięciu przemian


Po dłuższej przerwie wracam z przepisem na potrawę starą jak świat. Potrawę testowaną przeze mnie w codziennej diecie od kilku miesięcy. Przyznam, że dopóki nie poznałem tego przepisu nigdy w życiu nie jadłem owsianki. Słyszałem za to wiele niepochlebnych opinii na jej temat. Tym większe było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że przygotowana tym sposobem owsianka jest zdumiewająco smaczna! Jej walory zdrowotne są nie do przecenienia. Sposób przyrządzenia dodatkowo wzmacnia niesamowite właściwości.
Dziś muszę napisać kilka (tysięcy ;) ) słów więcej. Ale paplanina ta przyda się zapewne w przyszłości. Zaczniemy nietypowo od odrobiny teorii. Ostatnimi czasy dietetycy oraz inni specjaliści dość głośno wypowiadają się na temat problemów zdrowotnych powodowanych przez zimne posiłki. Przez cały rok, a szczególnie w zimie, zaleca się spożywania tylko i wyłącznie ciepłych posiłków, ze wskazaniem na ciepłe śniadania. Coraz popularniejszy staje się termin chłodno brzmiący: wychłodzenie organizmu. To już niemal powszechna wiedza, że owoce tropikalne wychładzają, jogurt wychładza, surowe warzywa wychładzają. Wychłodzenie organizmu może prowadzić do wielu problemów przewodu pokarmowego – począwszy od trawienia, przez wchłaniania wartości odżywczych, na gromadzeniu się wilgoci kończąc.
Terminy brzmią znajomo, sprawiając jednocześnie wrażenie, że to najnowsze odkrycie ciężko pracujących dla naszego dobra dietetyków. Tymczasem okazuje się, że terminologia ta i związana z nią teoria żywienia żywcem pochodzi z liczącej tysiące lat Tradycyjnej Medycyny Chińskiej. Osoby bardziej zainteresowane tym tematem na pewna znajdą w sieci wiele ciekawych informacji na ten temat.
Najważniejszym elementem TMC jest profilaktyka zachorowań. Medycyna ta koncentruje się na zapobieganiu powstawania chorób przez – i tu niespodzianka – odpowiednie żywienie. Na starożytnych chińskich dworach zadaniem lekarza było pilnowanie by nikt nie zachorował. Kiedy zdarzyła się poważna choroba lekarz był zwalniany z pracy. Zapewne niekiedy przez ścięcie bądź inny definitywny sposób wypowiedzenia stosunku pracy. Czy czujesz czytelniku tą presję na skuteczne działanie w walce z przyczynami chorób?
Teoria ma swoje podstawy w starożytnym dziele I Cing – Księga Przemian i jest niezwykle spójnym i bogatym sposobem postrzegania świata, ale ja pozwolę sobie skoncentrować się jedynie na jedzeniu.
Wiedza na temat witamin, soli mineralnych oraz innych składnikach odżywczych pożywienia jest stosunkowo nowa. Długo zanim ta wiedza ujrzała światło dzienne, chińscy medycy już od wieków zastanawiali się w jaki sposób skonstruować zbilansowany posiłek. W skrócie wygląda to tak:
B. Temelie, B. Trebuth "Gotowanie według Pięciu Przemian"

Zbilansowany posiłek to taki, który zawiera wszystkie składniki energetyczne, czyli wszystkie 5 przemian. Każda przemiana charakteryzuje się odmiennymi właściwościami zaczynając od smakowych a na wypływie na poszczególne organy kończąc. Ponieważ jedna przemiana przechodzi w następną, bez pomijania i przeskakiwania, niezwykle istotne jest zarówno posiadanie składników z każdej przemiany, lecz również kolejność ich dodawania. I tak przemiana drzewa – smak kwaśny, odpowiada za wątrobę i pęcherzyk żółciowy. Przemiana ognia – to smak gorzki, odpowiada za serce i jelito cienkie. Przemiana ziemi – smak słodki, odpowiada za żołądek, śledzionę i trzustkę. Przemiana metalu – smak ostry, odpowiada za płuca i jelito grube. Przemiana metalu to również przemiana jesieni - czyli przemiana zbierania zapasów na zimę. Znajdują się w niej nie tylko rzeczy o ostrym smaku, ale również mikromagazyny siły życiowej na przetrwanie zimy i na kolejną wiosnę – nasiona. Przemiana wody – smak słony, odpowiada ze nerki i pęcherz moczowy. Sposobem na zadbanie o poszczególne organy jest zakończenie cyklu dodawania składników na odpowiedniej przemianie. Po więcej teorii odsyłam do znakomitej książki kucharskiej „Gotowanie według Pięciu Przemian” B. Temelie, B. Trebuth. Potrawy gotowane tą metodą zapewne pojawią się jeszcze na tym blogu, więc uznajmy powyższy tekst za podbudowę teoretyczną do przyszłych przepisów. W śród moich czytelników znajduje się jedna wybitna specjalistka TMC i jeśli ma jakieś uwagi, bo coś pokręciłem, z wielką, wielką radością – ku powszechnemu dobru sprostuję.
Tyle się napisałem, że gdybym przed chwilą nie wciągnął pełnej michy tej cudownej owsianki, zapewne zasłabłbym z głodu. Domyślam się, że czytający, jeśli jeszcze nie zamknął okienka przeglądarki, czeka na konkrety. Oto i one!
Copyright by Jakub Chudzio

Szykujemy:
2,5 filiżanki wody
2 garści orzechów
½ ł cynamonu
1 ½ Ł miodu
1 filiżanka płatków owsianych
Szczypta soli
Kilka kropel soku z cytryny
Szczypta kurkumy
1 banan
2 małe brzoskwinie

[Listonic]
Zaczynamy od przemiany ognia.
O: Zagotowujemy wodę
Następnie wrzucamy do niej orzechy.
Copyright by Jakub Chudzio

Woda zrobi się lekko brązowa. Po chwili dodajemy cynamon
Copyright by Jakub Chudzio

A następnie miód
Copyright by Jakub Chudzio

Z: orzechy, cynamon, miód  
I przemiana ziemi za nami! 
Copyright by Jakub Chudzio

Pozwalamy aby wszystko razem się pogotowało przez 2-3 minutki. I rozpoczynamy kolejną przemianę – metal. Wrzucamy do garnka płatki owsiane.
M: płatki owsiane
Copyright by Jakub Chudzio

Zmniejszamy znacznie ogień. Zależy nam na tym aby owsianka bardzo powoli się gotowała. Teoria mówi, że aby nabrała rozgrzewających właściwości płatki powinny gotować się przez 25 minut. Mamy więc teraz trochę czasu aby pokroić owoce.
Copyright by Jakub Chudzio

Copyright by Jakub Chudzio


Kiedy wszystko jest już pokrojone przechodzimy do przemiany wody – wsypujemy szczyptę soli.
W: sól
Następnie mamy przemianę drzewa: kilka kropel soku z cytryny.
D: sok z cytryny
Copyright by Jakub Chudzio

Zatoczyliśmy koło, nie możemy niczego pominąć, a gdybyśmy owoce z przemiany ziemi dodali na początku zrobiła by się z nich nieprzyjemna breja, musimy powtórzyć przemianę ognia dodając szczyptę kurkumy
O: kurkuma
I kolejny raz ziemia. Wrzucamy najpierw banany,
Copyright by Jakub Chudzio

następnie brzoskwinie
Copyright by Jakub Chudzio


Z: banany, brzoskwinie.
Banany wspaniale się rozgotują oddając całą swą słodycz owsiance, a kawałki brzoskwiń będą gorące lecz pozostaną w całości zachowując swą soczystość.
Zakończyliśmy przemianą ziemi. Czyli nasza owsianka pięknie rozgrzewa nasz wychłodzony zimnymi potrawami oraz pogodą żołądek, energetycznie poprawiając jego funkcjonowanie. Tak przygotowana owsianka, zjedzona na śniadanie doda energii na cały dzień (oczywiście aż do obiadu ;) ). Poprawi trawienie. Znakomicie przygotuje nasz układ do przyjęcia następnych, bardziej złożonych i mniej strawnych potraw, a słodki smak, uczucie ciepła i sytości poprawią humor. Polecam spróbować.

Copyright by Jakub Chudzio


Owsiankę można robić z dowolnymi owocami. Zimą szczególnie polecam rodzynki w pierwszej przemianie ziemi i starte jabłko w drugiej. Przedstawiony przepis to ilość dla kawał chłopa, lubiącego dość słodką owsiankę. Smacznego!

Na koniec jeszcze raz przepis, przemiana po przemianie:
O: zagotowujemy 2,5 filiżanki wody
Z:  2 garści orzechów, 1/2 ł cynamonu, 2Ł miódu
M: 1 filiżanka płatków owsianych
W: szczypta soli
D: kilka kropel soku z cytryny
O: szczypta kurkumy
Z: 1 banan, 2 małe brzoskwinie

sobota, 31 marca 2012

Halawa


Halwa

Czy ktoś z Was ma jakieś kulinarne koszmarne wspomnienia z dzieciństwa? Jeśli ktoś nie ma to gratulacje, otóż ja miałem. Zupa mleczna i kaszka manna. Kaszka manna dlatego, że dodawali ją do zupy mlecznej, a zupa mleczna bo była w niej kaszka manna. Do kaszki manny podchodziłem jak do paskudztwa jeszcze pół roku temu. I dlatego post dzisiejszy jest wyjątkowy. Z dwóch względów – po pierwsze, jest to rarytas, który przełamał mój wstręt do kaszy manny, a po drugie bo jest to pierwszy deser na moim blogu!
Halawa jest przysmakiem pochodzącym z Indii, podawanym jako deser niezwykle często. Występuje wiele rodzajów, sposobów przygotowania i smaków. Dziś zaproponuję Wam, moi mili, wersję niezwykle prostą w wykonaniu, a zarazem niezwykle smaczną i pożywną. Halawa nadaje się idealnie jako propozycja ciepłego śniadania, deseru po obiedzie, ale też jako wczesna kolacja. Kiedy raz spróbujecie tego smaku, nie pozwoli on o sobie zapomnieć i, podobnie jak ja, nie będziecie mogli wyjść z podziwu jak nieskomplikowane i ubogie w składniki jest to danie. Zaczynamy od przygotowania dwóch garnków a następnie szykujemy:

1 szkl. kaszy manny
1 szkl. cukru
4 szkl wody
2 banany
2 pomarańcze
1 garść orzechów
1 garść rodzynek
2/3 kostki masła



[Listonic]
Do jednego garnka wlewamy 4 szklanki wody. Kiedy woda trochę się zagrzeje dodajemy cukier i mieszamy aby się rozpuścił. Niby jest szansa, że rozpuści się sam, ale jest też szansa, że skarmelizuje się przy dnie a tego, póki co, nie chcemy.  W ten sposób utworzy nam się rzadki syrop. Mikstura musi się zagotować. Syrop ma nieco inną gęstość niż woda, więc wrzenie płynu nie będzie tak samo intensywne jak wrzenie samej, czy słonej wody. Nie ma więc powodu aby czekać, aż syrop zamieni się we wzburzone słodkie morze. Po pojawieniu się delikatnych bąbelków możemy odstawić garnek z ognia. Żeby nam się nie nudziło podczas gotowania syropu, szykujemy sobie wszystkie składniki.
Copyright by Jakub Chudzio

Następnie kroimy banany i pomarańcze na małe kawałki.
Copyright by Jakub Chudzio

Kiedy syrop będzie gotowy i odstawiony z ognia w drugim garnku roztapiamy masło.
Copyright by Jakub Chudzio

Kiedy syrop odrobinę ostygnie wrzucamy do niego pokrojone owoce.
Copyright by Jakub Chudzio


Wracamy do naszego już roztopionego masła i wrzucamy rodzynki i orzechy, i przez około 3 minuty prażymy wszystko razem.
Copyright by Jakub Chudzio

Tak, piana widoczna na zdjęciu to efekt klarującego się w garnku masła. Kolejna nauczka, że warto mieć większą ilość ghee – halawa na ghee smakuje nieporównywalnie lepiej. Na szczęście na masełku też jest niebiańskim nektarem. Jeśli chodzi o ilość masła to powinna ona oscylować między 0,5 do 1 kostki masła na szklankę kaszy. Im więcej damy masła, tym bogatsza będzie halawa. Szczególnie zimą warto robić halawę trochę tłustszą. Masło w trakcie prażenia ładnie się klaruje, więc jego właściwości są niezwykle podobne do właściwości ghee i zarówno kaloriami jak i cholesterolem nie ma co się przejmować. Kiedy rodzynki napęcznieją a orzechy zaczną pięknie pachnieć dosypujemy kaszę.
Copyright by Jakub Chudzio

Kaszę prażymy do czasu aż lekko zbrązowieje i zacznie pachnieć doprowadzając gotującego do ślinotoku. Niestety nie mam większej ilości zdjęć z prażenia, gdyż należy nieprzerwanie mieszać, żeby kasza się nie przypaliła a jeszcze nie dorobiłem się pomocnika. Kolorem kaszy również możemy manipulować do woli. Wraz z poziomem uprażenia, a co za tym idzie brązowości, subtelnie zmienia się smak halawy. Dlatego zawsze można ją przygotować inaczej – mniej lub bardziej przyprażoną. Kiedy kasza osiągnie pożądany przez nas kolor wlewamy do niej wcześniej przygotowany syrop z owocami. Proszę tutaj bardzo uważać, gdyż w pierwszej chwili syrop wlany do niezwykle gorącej kaszy z masłem może trochę strzelać. Należy być na to przygotowanym psychicznie.
Copyright by Jakub Chudzio

Na początku będzie wyglądało to jak zupa z owocami, ale dajmy kaszy wchłonąć słodki syrop. Gotować należy również mieszając. Halawa będzie się robiła coraz gęstsza aż w końcu osiągnie taki stan, że będzie podczas mieszania odchodzić od garnka. I to jest ta chwila na którą czekamy. Halawa smakuje na gorąco, na zimno, odgrzewana następnego dnia. Muszę napisać, smakuje lepiej niż wygląda. Ale może nie muszę?
Copyright by Jakub Chudzio

Smacznego! 

środa, 7 marca 2012

Zupa leń


Zupa leń


Ponieważ ostatnio dochodzą do mnie głosy, że na tym moim blogu to same jakieś niezwykle skomplikowane dania, z wyszukanymi nie wiadomo jak przyprawami itp. itd., dzisiaj zaprezentuję najprostszą zupę świata. Pomysł na nią pochodzi od Aleksandry F., którą z tego miejsca serdecznie pozdrawiam. Zupa leń. Nazwa tego awykwintnego dania pochodzi nie tylko od nastroju osoby decydującej się na jej przygotowanie, ale również od angielskiego słowa lentil –czyli soczewica. Zupa jest tak leniwa i gotujący ją miał tak odpowiedni nastrój, że zdjęcia są też leniwie nieostre jest ich mało i nawet – uwaga, tutaj pewnie moi wierni fani doznają wstrząsu – nawet nie ma propozycji podania z plastrem pomidora!

Ale do rzeczy.

Szykujemy:

Szklankę soczewicy
Przecier pomidorowy
1ł kurkumy
3 listki laurowe
1ł kminku indyjskiego
1ł mieszanki curry mild
1ł soli
2Ł ghee albo masła

[Listonic]
Szykujemy główne składniki naszego dania. 
Copyright by Jakub Chudzio

Następnie przyprawy.  
Copyright by Jakub Chudzio

De facto do tej zupy można wsypać co się chce jeśli idzie o przyprawy dodatkowe. Ja wybrałem kminek i najbardziej popularną, wszędzie dostępną i bardzo aromatyczną mieszankę łagodne curry. 
Copyright by Jakub Chudzio

Stawiamy garnek z wodą, wsypujemy soczewicę, kurkumę, liście laurowe, łyżkę ghee i sól. 
Copyright by Jakub Chudzio

Idziemy sobie poleżeć, do czasu aż z kuchni zacznie być słychać bulgotanie, co oznacza, że zupa zaczęła się gotować. Następnie możemy przyjąć dwa sposoby postępowania: sposób mega leń polega na wrzuceniu pozostałych przypraw do zupy – odradzam, wszystko ma swoje granice! A sposób leń umiarkowany polega na zrobieniu szybkiej masali. W rondelku, lub na małej patelni rozgrzewamy ghee  
Copyright by Jakub Chudzio

i kiedy będzie już gorące wrzucamy kminek i curry i przez kilka sekund smażymy. 
Copyright by Jakub Chudzio

Następnie masalę wlewamy do zupy i na samym końcu dodajemy przecier pomidorowy w ilości, którą zawiera mały słoiczek. Wszystko ładnie mieszamy i po 45 minutach soczewica powinna być już miękka. Zupa jest lekko pikantna, bardzo pożywna i smaczna. Jak na dal przystało, wyjątkowo dobrze smakuje z osobno ugotowanym ryżem. 
Copyright by Jakub Chudzio

Smacznego! 

czwartek, 5 stycznia 2012

Pakora - czyli warzywa w cieście z mąki groszkowej


Pakora – czyli warzywa w cieście z mąki groszkowej.

Jest to jedno z tych dań, którego przyrządzanie można nazwać poligonem prób i błędów. Pierwsze dziesięć podejść wychodziło mi kompletnie różnych – za każdym razem pysznie, ale nigdy tak samo. W międzyczasie jadłem pakorę w różnych miejscach, produkcji różnych osób i znów inność. Jest to zarazem zmora jak i fenomen tego dania. Na szczęście, po jakimś czasie dochodzi się do takiej wprawy, że można zacząć zabawę smakiem – raz dodać jednej przyprawy więcej, raz drugiej i w ten sposób urozmaicać sobie szaro zimowe życie.

Copyright by Jakub Chudzio
W pakorze można zrobić wszelkiej maści warzywa. Do moich hitów, wielokrotnie sprawdzonych, należą: kalafior, brokuł, seler, pietruszka, cukinia, kabaczek oraz pieczarki. Często jak mam więcej czasu robię miks. Dziś czasu jak na lekarstwo a w brzuchu piszczy, więc na tapecie kalafior i kapusta pekińska. 1

Szykujemy

Kawał kalafiora
Kawał kapusty pekińskiej
6Ł mąki groszkowej
6Ł mąki białej
3ł mielonej kolendry
3ł mielonego kminku indyjskiego
0,5ł chilli
2ł cynamony
1ł asefetidy
2,5ł kurkumy
2Ł nasion czarnuszki
1,5 ł soli
Woda
Olej do smażenia

[Listonic]
Jak już wspominałem przepis jest orientacyjny – w kwestii przypraw można dać wszystkiego mniej i wszystkiego więcej. Ważne aby przypraw ogólnie było sporo, wtedy ciasto będzie miało fenomenalny, orientalny smak. Mąka groszkowa powinna być bardzo miałka. Niestety dostępne w supermarketach mają grubość kaszki, do tego znalezione na półkach ze zdrową żywnością, kosztują mały majątek. Z mąki groszkowej polskiej produkcji niestety nic nam nie wyjdzie. Na zdjęciu pokazuję jakiej mąki używam ja. Gdzie jest dostępna to uważny czytelnik już wie. Mąka groszkowa jest bardzo zdrowa – robi się ją z ciecierzycy w związku z czym zawiera duże ilości białka. Do tego charakteryzuje się tym, że nie wchłania tak mocno tłuszczu – dzięki temu warzywa smażone na głębokim olej nie będą nadtłuste (Tak. Nowe słowo. Bardzo ładne moim zdaniem).

Zaczynamy od warzyw.
Copyright by Jakub Chudzio

Z kalafiora wykrawamy niezbyt duże różyczki a kapustę szatkujemy.
Copyright by Jakub Chudzio

Mąkę groszkową przesiewamy do miski,
Copyright by Jakub Chudzio

to samo robimy z mąką białą. Szykujemy przyprawy.
Copyright by Jakub Chudzio

Kolendrę i kminek indyjski mam w całych nasionkach – w bardzo prosty sposób zmieliłem wszystko używając blendera. Przyprawy i sól wsypujemy do mąki
Copyright by Jakub Chudzio

i teraz zaczyna się trudny moment! Zaczynamy wszystko mieszać z wodą. Ciasto musi mieć lejącą konsystencję, powinno być odrobinę rzadsze od ciasta naleśnikowego. Musi być na tyle lejące aby nie tworzyło zbyt grubej otoczki na warzywach – bo wtedy może się nie dopiec. I na tyle gęste aby nie wlewało się między kwiatki kalafiorów czy brokułów – bo wtedy też się nie dopiecze.
Copyright by Jakub Chudzio

Trening czyni mistrza! Ciasto z przyprawami powinno odstać 15 minut. Wtedy przyprawy uwalniają swój aromat. Będzie miało fantastyczny, słoneczny, żółty kolor. W tym czasie szykujemy stanowisko starszego smażącego.
Copyright by Jakub Chudzio

Należy mieć wszystko pod ręką. Wybór tłuszczu do smażenia jest dowolny – największym marzeniem i najlepsze efekty smakowe osiągniemy smażąc na ghee. Ale jest to przedsięwzięcie dość skomplikowane – trzeba mieć wyklarowane bardzo dużo masła, specjalnie przeznaczony na nie pojemnik. Masła klarowanego do smażenia w głębokim tłuszczu można używać wielokrotnie przez kilka miesięcy. Ale ja jeszcze nie doszedłem do tego etapu, dlatego smażę na zwykłym oleju roślinnym – najczęściej rzepakowym. Olej przed smażeniem musi być dobrze rozgrzany. Ważną zasadą jest aby osobno smażyć różne warzywa. Każde warzywo potrzebuje innego czasu i mieszając możemy jedne przypalić a inne nie dopiec. Zaczynam więc od kalafiora.
Copyright by Jakub Chudzio

Smażyć również polecam porcjami aby nie stracić kontroli.
Copyright by Jakub Chudzio

Smażymy do uzyskania brązowego koloru ciasta. Polecam odsączanie na ręczniczkach papierowych.
Copyright by Jakub Chudzio

Kiedy skończą nam się krojone warzywa, do pozostałego ciasta w całości wrzucamy poszatkowaną kapustę.
Copyright by Jakub Chudzio

Dokładnie mieszamy. Kapusty musi być odpowiednio dużo, tak aby ciasto tylko delikatnie łączyło jej paseczki. Jeśli kapusta będzie swobodnie pływać w cieście, taka pakora nie wyjdzie – rozpłynie nam się na oleju we wszystkie strony. Do oleju wkładamy placuszki z kapusty w cieście i smażymy z obydwu stron. Znów zależy nam na kolorze brązowym - nie złocistym. Najgorszą wpadką jest surowe ciasto między kwiatkami kalafiorów, lub wśród listków kapusty.
Copyright by Jakub Chudzio

I to byłoby na tyle. Polecam szczególnie na ciepło. Polecam szczególnie podczas odwiedzin znajomych. Ogólnie polecam bo pakora to danie palce lizać!
Copyright by Jakub Chudzio



A na koniec – specjalnie dla moich stałych czytelników i komentatorów – specjalnie przygotowana przeze mnie propozycja podania ;)) .

Copyright by Jakub Chudzio